Uwaga! Blog zawiera treści kierowane do osób powyżej 16 roku życia! Czytasz na własną odpowiedzialność!

25 kwi 2016

Chapter 21: Na ratunek ciału cz.1

                    Nad rezydencją zawisła dziwna, niepokojąca aura; jej źródło wydobywało się z pokoju rudowłosej i nasilało się z każdą kolejną chwilą. Nikt nie wiedział, dlaczego owa aura nagle się pojawiła, ale bez chwili wahania Sakamaki postanowili zgromadzić się całą szóstką pod pokojem Ethel w oczekiwaniu na to, co zaraz mogłoby się stanąć. Woleli nie działać impulsywnie, żeby przypadkiem nie narazić się na jakieś większe niebezpieczeństwo.
                    Po chwili drzwi uchyliły się powoli, a w progu stanęła dziewczyna. Jednakże tylko fizycznie to była Ethel; spojrzenie wskazywało na to, że kontrolę nad ciałem przejęła Menae. Złotym spojrzeniem omiotła wszystkich braci, a na jej ustach zagościł kpiący uśmieszek.
                    - Niemożliwe… - odparł zaszokowany Ayato.
                    - Kiedy to mogło się wymsknąć spod kontroli? – Laito zmrużył oczy, będąc nieufny wobec kobiety.
                    Menae uśmiechnęła się jeszcze szerzej, czując dziką satysfakcję z zastanego widoku. Miała wrażenie, jakby wygrała los na loterii i zyskała nowe życie. Rozchyliła po chwili usta, wybuchając niekontrolowanym, głośnym śmiechem, który echem rozniósł się po rezydencji.
                    Gdy tylko śmiech ustał, podeszła w pierwszej kolejności do Ayato i ujęła jego podbródek w palce, patrząc na niego z błyskiem w oku.
                    - Drogi chłopcze… Muszę ci w szczególności podziękować za pomoc – odparła słodko. – Głównie to właśnie ty ułatwiłeś mi całe zadanie i batalia o to ciało zakończyła się pełnym sukcesem. Dzięki temu, że tak bardzo osłabiłeś jej psychikę, mogłam w końcu zakończyć tą bezsensowną walkę i wypędzić cholerną dziewuchę z jej ciała. Nagroda cię nie ominie.
                    Wampir wyglądał, jakby w tym momencie go prąd kopnął. Nie do końca rozumiał w czym była jego zasługa, że stracili Ethel. Rozchylił usta w szoku, skupiając nieprzerwanie wzrok na Menae.
                    - Pomożesz mi dojść do pełni mocy z pomocą swojej krwi. Zostaniesz moją prawą ręką, pomocnikiem i razem wprowadzimy nowy ład w świecie demonów.
                    Czerwonowłosy potrząsnął głową na boki, by wyjść z szoku i odtrącił rękę kobiety, piorunując ją wściekłym spojrzeniem. Uważał, że nie był winny całej tej zaistniałej sytuacji i że w żaden sposób nie przyczynił się do umożliwienia opętania przez czystokrwistą.
                    - Ja nic takiego nie zrobiłem! – warknął. – To nie moja wina, ja nie zamierzałem dopuścić do tego!
                    - Nie zamierzałeś? – prychnął Subaru. – Zrobiłeś to bezmyślnie. Nigdy nie szczyciłeś się subtelnością, a z tego, co Yui mi opowiedziała o tym, co stało się w szkole to w szczególności przegiąłeś pałę. Wiedziałeś doskonale, że rozchwianie emocjonalne nigdy nie służyło Ethel.
                    Sakamaki nadąsał się. Nie miał żadnych racjonalnych argumentów na obronę, bo Subaru miał po prostu rację; postąpił bezmyślnie tylko dlatego, że dziewczyna robiła wyrzuty sumienia, które tak go zdenerwowały. A teraz, jak się zastanowił to słusznie miała żale; uwiódł ją, a potem nie pozostawił żadnych złudzeń co do tego, że brał ją na poważnie, tylko póki była w pobliżu, a odrzucił ją wraz z jej zniknięciem.
                    Zagryzł dolną wargę, spuszczając głowę, bo nie chciał na nikogo patrzeć. I tak wszyscy wwiercali w niego wzrok, był w centrum uwagi. I to dość negatywnej uwagi.
                    - Ojej, zrobiło się wam nagle żal dziewczynki? – zamruczała Przodkini i wyprostowała się dumnie. -  Żaden z was nie uczynił nic, żeby ją wzmocnić w walce ze mną. Wy, potomkowie mordercy mojego rodu… Tego, który był fałszywym zbawicielem! Teraz nadszedł mój czas, żeby dokonać rewolucji, a w pierwszej kolejności obejmie ona was!


                    Szłam po omacku, nie ogarniając otaczającej mnie rzeczywistości. Mój umysł był kompletnie rozchwiany, nie był w stanie przetwarzać jakichkolwiek informacji. Jedynie, co czułam był chłód. Okropnie przenikające przeze mnie zimno.
                    Zanim dotarło, gdzie w ogóle się znajdowałam, przez pewien czas po prostu bezmyślnie przemierzałam las, aż w końcu stanęłam oko w oko z wilkiem.
                    Zwierz podkulił nieco ogon, uszy dał do tyłu, obnażając kły. Ocknęłam się z tego dziwnego stanu otępienia, po czym zrobiłam parę kroków w tył, spłoszona agresywną postawą psowatego. Niestety, ale tym cofnięciem tylko sprowokowałam zwierzaka do ataku; dokonał potężnego skoku na mnie, a mnie jedynie pozostało skrzyżowanie rąk przed twarzą, jakby to miało mi dać jakąkolwiek obronę przed ostrymi jak brzytwa pazurami.
                    Jednakże nie poczułam żadnego naparcia, żadnego bólu. A wilk zniknął mi z oczu.
                    Usłyszawszy skomlenie, odwróciłam się do tyłu, ujrzawszy zwierza spłoszonego, aniżeli agresywnego. Jakim cudem znalazł się za mną? Nie przeleciał przecież nade mną, aż taki skoczny to chyba nie był! I co go tak przestraszyło?
                    Zrozumiałam to dopiero, gdy spojrzałam w dół, na swoją stopę. Ona… Przenikała przez wystający korzeń drzewa! Wrzasnęłam zaszokowana, a wilczur spłoszony zaraz uciekł z podkulonym ogonem.
                    Co tu się działo do jasnej cholery?!
                    Spojrzałam na swoje drżące dłonie. Wydawało się, jakbym przez nie delikatnie widziała ziemię, która za nimi się jawiła. Zrobiłam wielkie oczy, będąc ogarnięta szokiem. A gdy szok ten minął, wrzasnęłam i padłam na kolana, popadając w niekontrolowany lament. Histeryczny płacz odstraszył okoliczną zwierzynę, co sprawiło, że wokół mnie panowała jedynie cisza zmieszana z moim niekontrolowanym, przeraźliwym wyciem. Byłam kompletnie martwa, a dla fauny stałam się bytem przerażającym, niezrozumiałym. Jednak to była prawda – zwierzęta potrafiły widzieć o wiele więcej, niż ludzie.
                    Nie wiedziałam teraz, dokąd iść, co robić, jak żyć… Bądź nie żyć. Płakałam jak bezradne, zagubione dziecko, będąc sparaliżowana strachem i bezsilnością.
                    Płacz przerwałam w momencie, gdy do mych uszu dotarł szelest zarośli. Wilki jedno po drugim wychodziło z roślinności, przemierzając dalej przed siebie. Minęły mnie bez żadnego problemu, kompletnie ignorując moją osobę. Nie rozumiałam tego… Przecież wcześniej jeden wilk próbował mnie zaatakować. A te… Kompletnie nie zareagowały, jakby skupione na konkretnym celu. Zdawało mi się, że czułam od nich coś… Niezwykłego. 
                    Podniosłam się z kolan, postanowiwszy obrać kierunek przeciwny od tego, w którym kierowały się zwierzaki. Wystarczyło mi przejść paręnaście metrów, by już w oddali ujrzeć dwie znajome sylwetki. Schowałam się za najbliższym konarem drzewa, obserwując nieopodal idących Carli i Shin’a. Nie chciałam im się pokazywać w tej postaci… Kompletnie naga i bezradna. Wątpiłam też w to, że w ogóle zechcą mi pomóc, skoro byłam duszą bez swego ciała, bezużyteczna dla ich planów.
                    Nie sądziłam, że moja delikatna poświata mogła zdradzić moją kryjówkę. W ogóle nie zwróciłam na ten fakt uwagi, będąc bardziej skupiona na swoim żałosnym żywocie. Dlatego też mocniej przylgnęłam do kory drzewa, nawet jeśli się w nią wtapiałam, gdy białowłosy ruszył w moim kierunku. Spojrzałam na niego spłoszona. W sumie… Skoro byłam duchem, nic nie mógł mi zrobić. Nie odezwałam się ani słowem, będąc ciekawa reakcji na widok mojego aktualnego stanu.
                    Do brata zaraz dołączył Shin. Wyglądał jakby na zaniepokojonego, ale nie próbował mnie dotknąć. Dzięki Bogu.
                    - Umarła… Co nie, bracie?
                    Carla pokręcił przecząco głową.
                    - W żadnym przypadku. Za daleko od rezydencji Sakamaki’ch nie powędrowała, toteż jeszcze istnieją więzi między nią, a jej ciałem. Gdyby umarła, już dawno byłaby daleko stąd… Albo nie błąkałaby się po ziemi. Tak czy siak po prostu nie ma kontroli nad swoim ciałem. Podejrzewam, że Menae ją wypędziła, chcąc mieć władzę nad ciałem na wyłączność.
                    Nie byłam pewna, czy wierzyć mu, czy też nie, ale w irracjonalny sposób wampir wszczepił we mnie iskierkę nadziei. Nie umarłam… Po prostu utraciłam swoje fizyczne jestestwo. I była szansa na to, by je odzyskać.
                    - Pozostaje nam tylko znaleźć zastępcze ciało do czasu, póki nie zdołamy zbliżyć się wraz z nią do jej ciała, by mogła je odzyskać.
                    Podjął decyzję Tsukinami, a nadzieja niemalże we mnie zapłonęła. A jednak… Pomogą mi! Nieważne, że zapewne zechcą coś w zamian za to, ważne, że jednak nie zostałam z tym problemem kompletnie sama! A Sakamaki… Mogli się wypchać w tym momencie.
                    Chwilę trwało, zanim udało mi się przekonać do tego, by wrócić z nimi do ich pałacu. W końcu powiązania między mną, a moim ciałem wciąż istniały i to one blokowały mnie w opuszczeniu terenów wampirzych książąt. Jednakże Carla odpowiednio mi wytłumaczył, jak mam rozluźnić blokadę i poszerzyć pole działania, by siebie nie ograniczać.
                    Ogień wesoło tańcował w kominku, będąc co rusz podsycany przez kolejne kawałki drewna dorzucane przez Shin’a. Choć nie odczuwałam w tym momencie żadnych fizycznych bodźców to jednak jakoś cieplej mi było, gdy mogłam siedzieć nieopodal płomieni. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że moi oprawcy wyciągnęli do mnie rękę. Że chcieli zaryzykować i pomóc w moim nietypowym problemie. Z drugiej bądź strony…
                    W moim życiu istniały wiele sprzeczności. Było ich tak wiele, że nie powinnam była się dziwić.
                    Carla przyniósł trzy rzeczy do mnie; pluszowego misia, uśpionego zaklęciem czarnego kota oraz porcelanową laleczkę. Wszystkie te rzeczy położył obok mnie po tym, jak przysiadł się.
                    - Musisz się teraz poważnie zastanowić, które z tych trzech rzeczy stanie się twoim zastępczym ciałem. Wybierz rozsądnie, ponieważ nie wydostaniesz się z niego, póki nie zbliżysz się do swojego pierwotnego ciała. Manekinów nie miałem, więc musisz się zadowolić tym, co masz tutaj.
                    Zerknęłam na te wszystkie opcje. Pluszak odpadał na starcie; to ciało byłoby niepoważne i chyba zabiłabym śmiechem Menae, gdyby mnie ujrzała w tej postaci. Żal było mi kota wybierać, bo prawdopodobnie zwierzak padłby martwy, gdybym wypędziła jego małą duszyczkę z ciała,  a potem to ciało opuściła. Więc pozostała lalka.
                    - Ale… Jakbym miała przejąć kontrolę nad lalką?
                    Próbowałam ręką złapać przedmiot, ale ta z automatu przenikała przez porcelankę. Wybrać, wybrałam, ale co dalej! Wampir zrobił zażenowaną minę, widząc moje poczynania.
                    - Błagam… Skup się. Wyobraź sobie, że to twoje ciało. Że sterujesz nią, jak własnym.
                    Łatwo było mu mówić! To nie on był bytem duchowym, którego problemem było brak materialnego istnienia. Nie potrafiłam jednoznacznie skupić myśli na wskazówce mężczyzny, wciąż miałam sporą burzę w umyśle. W głowie kołatały mi się ostatnie wydarzenia i odczucia z nimi związane.
                    - Spróbujesz… Jutro – westchnął ciężko białowłosy. – Spróbuję coś poszperać w książkach odnośnie opętań. Może znajdzie się sposób na wypędzenie Menae z twojego ciała. Nie powinno to być skomplikowane z tego powodu, że nieprawnie tam przebywa z pomocą swej krwi, płynącą w żyłach ciała.
                    - Carla… Dlaczego mi pomagasz?
                    Spytałam po chwili, będąc szczerze ciekawa jego pobudek. Ta myśl chyba najbardziej mnie dręczyła w tej chwili i byłam gotowa go męczyć, byleby dał mi odpowiedź.
                    - Po prostu… Proszę, nie wnikaj w to – spojrzał na mnie uważnie. – Twoja krew nie ma nic tutaj do rzeczy. Jest to sprawa drugorzędna.
                    Czułam się kompletnie zbita z tropu. A wydawało mi się, że byłam blisko teorii co do tego, dlaczego tak się poświęcał. Carla wstał z miejsca i powolnym krokiem opuścił salon, a mnie pozostało tylko patrzeć na jego oddalającą się sylwetkę. Sprawiał wrażenie umęczonego… Możliwe, że to z powodu braku mojej krwi. Był niedoleczony. A może jednak chodziło o krew, a nie chciał się do tego przyznać? Ale jeśli nie chciał się przyznać…
                    To jakie powody hamowały go przed tym?
                   

                    - Carla…?
                    Minęło trochę czasu, nim zdołałam go zlokalizować. Siedział w swojej obszernej bibliotece, na samym jej środku, otoczony najróżniejszymi księgami, pisanymi w dość osobliwym języku, którego za cholerę nie znałam i nie rozumiałam. Książki te posłużyły mi za górę, na której się wdrapałam na sam szczyt, ażeby móc stanąć oko w oko z Tsukinami’m.
                    Na jego ustach przybłąkał się subtelny uśmieszek.
                    - Ach… Jednak ci się udało. Zdolna dziewczynka.
                    Wziął moje delikatne i kruche ciałko na ręce i posadził na swoim kolanie. Pogłaskał wierzchem palca wskazującego mój policzek, wprawiając mnie w ten sposób w zakłopotanie. Byłam wobec niego teraz taka malutka! Dziwnie mi się na wampira patrzyło z tej perspektywy… W dodatku ciało było strasznie kruche, niestabilne i choć wydawało mi się, że mogłam bez problemu swobodnie nim poruszać to jednak wolałam zachować niemalże maksimum ostrożności. Zerknęłam wzrokiem w stronę otwartej księgi, spoczywającej na brzegach kolan.
                    - Jak ci idą poszukiwania?
                    Treść w książce była pisana w taki sposób, że nie byłam w stanie tego rozszyfrować. Nie przypominało to żadnego, znanego ludziom języka, I choć pismo wyglądało przepięknie… To nic mi nie mówiło.
                    - Na razie bezowocnie… Raczej rzadko zdarzały się tego typu przypadki to i wątpię, że zostały spisane na papier – odparł rozczarowany wampir. – Można by ją stłumić… Jednakże istnieje ryzyko, że ktoś albo coś mogłoby ją znów wybudzić. Tak jak to w przypadku Yui Komori, u której znajduje się serce Cordelii.
                    - Chwila… Skąd ty wiesz o Yui i jej sercu?
                    To było zdumiewające, że pomimo tego, iż wampir miał z blondynką do czynienia można rzec, że przelotnie to posiadł we władanie tak istotną informację. Białowłosy uśmiechnął się lekko.
                    - To nie było takie trudne, by się tego dowiedzieć. Choć nie wyglądam to mam na karku ponad tysiąc, a nawet i więcej lat. A co za tym idzie… Sporo doświadczenia życiowego.
                    Kto by pomyślał… Że Carla był aż taki stary. Poczułam się przy nim jak jakiś gówniarz.
                    - Naucz mnie tego języka… Chcę się na coś przydać.
                    Głupio byłoby tylko siedzieć i czekać na efekty. Już wolałam przyłożyć się do nauki języka Przodków i wraz z wampirami szukać rozwiązania na mój przypadek. Jeśli planem Karlheinz’a było właśnie przebudzenie Menae w wersji uwolnionej od wirusa… To byłam gotowa uczynić wszystko, by rozwalić jego plan w drobny mak. Już nie chodziło o to, że teraz i ja, i Sakamaki mieli problem.
                    Mogłam pomóc Tsukinami’m zemścić się na królu wampirów, a chyba to była wystarczająca zapłata za ich pomoc.


                    Mijały godziny, dni… A rozwiązania jak nie było widać, tak nie było widać. Carla z Shin’em nauczyli mnie języka starożytnych zarówno w mowie, jak i w piśmie, co znacznie ułatwiło wertowanie ksiąg, bo doszła do tego dodatkowa para rąk do pracy.  Praca była ciężka i żmudna; i choć parę wskazówek się znalazło to ostatecznie wzajemnie się wykluczały i nie dało się ich złączyć w spójną, logiczną całość. Wyglądało na to, że czekała nas po prostu improwizacja.
                    Każda chwila spędzona w towarzystwie starszego sprawiała, że mój pogląd na jego osobę znacznie się zmienił; świadomość o tym, że był wyrafinowanym sadystą wciąż pozostała, ale też poczęłam dostrzegać pozytywne cechy wampira, które go w sumie już nie skreślały w moich oczach. Tylko… Póki istniała gorycz pozostawiona przez Ayato, ja nie mogłam przełamać się do tego, by chociażby bardziej zbliżyć się do białowłosego, przełamać barierę neutralności i dać mu szansę, by wspólnie coś utworzyć.
                    Nawet jeśli Tsukinami zmieniał się przy mnie na lepsze.

                   
                    Życie w rezydencji Sakamaki’ch odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni; żaden z braci nie był w stanie przeciwstawić się Menae, która po zyskaniu prawie, że pełni mocy mogła przywoływać bez problemów swych chowańców. Nie mając szans z watahą demonicznych wilków, musieli podporządkować się jej władzy.
                    Jedynym, który stawiał zaciekle opór był Subaru. Jednak na koniec końców nie dał rady sam i został strącony do lochu, gnębiony pragnieniem krwi. Jedynym pocieszeniem w tej samotni była jego własna matka – Christa. Duch kobiety czuwał nieustannie przy swoim pierworodnym, nie pozwalając mu oszaleć w samotności.
                    Najmłodszy z trojaczków – Ayato – ostatecznie poddał się woli Przodkini, stając się jej pokornym sługą. Nie wiadome, co było tego przyczyną; przecież przełamać dumę czerwonowłosego nie było łatwo, potrafił niemalże do samego końca być zadufanym w sobie. Dlatego też wiele pytań padło odnośnie tego, co mogło narodzić się w tejże wampirze głowie, że dumny jak paw Sakamaki spokorniał, wiernie trzymając towarzystwa swej babci.
                    - Zniknął… Rozpłynął się jak kamfora – Menae zacisnęła kurczowo palce na kieliszku z winem. – Cholerny łajdak… Wiecznie przede mną ukrywać się nie będzie.
                    Cordelia spojrzała poważnie na swoją matkę. Nie bardzo wiedziała, co uczynić, będąc postawiona między wiernością do swej rodzicielki, której nigdy nie poznała, a mężem, którego wciąż kochała, i którego uwagi wciąż pragnęła. W tym momencie największym dla niej problemem było odnoszenie się do kobiety; Menae zmarła tuż po jej narodzinach, toteż nie mogła się przekonać jaką osobą była jej własna matka.
                    Podeszła do okna i oparła się o zasłony między oknami, zastanawiając się, jak dalej miała postępować. Czuła, że matka wygryzła ją z pozycji i to ona teraz robiła za głowę rodziny. Nie podobało się jej to, bo krzyżowała jej wszystkie plany.
                    - Jak mam ci pomóc… Ja wciąż go kocham.
                    Odparła cicho Cordelia, odwracając wzrok w stronę okna. Miała wrażenie, że ciało, w którym przyszło się jej przebudzić – choć za pierwszym razem wydawało się być idealne – teraz było bezużyteczne w stosunku do Menae. Przodkini bowiem miała władzę nad ciałem, które przeszło demoniczną przemianę; było silniejsze, sprawniejsze i bardziej trwałe.
                    - Jak śmiesz darzyć go uczuciem?! To zdrajca i łajdak jest! Gdyby cię kochał, nie dopuściłby do tego, żebyś skończyła w ciele tej dziewczyny. Jeśli wiesz, gdzie się on skrywa, masz natychmiast mi o tym powiedzieć!
                    Kobieta zerwała się z miejsca, odrzucając kieliszek na bok i podeszła do swej córki, traktując jej twarz z otwartej dłoni. Ayato postanowił zaraz się wtrącić, wchodząc między kobiety. Ciężko mu było na dłuższą metę być bierny wobec tej bezsensownej dyskusji.
                    - Zamknijcie się obie… Głowa mnie boli od tego pieprzenia o Nim.
                    Menae spojrzała karcąco na wampira, który w ogóle śmiał się wtrącić, zamiast stać z boku i czekać na kolejne jej rozkazy.
                    - Richter może wiedzieć, gdzie on jest – prychnął czerwonowłosy. – Jeśli wyczuł przebudzenie Cordelii, może się tutaj pojawić w każdej chwili. Więc nie będzie problemu, by go wyśledzić.
                    - Kimże jest… Ten cały Richter?
                    Kobieta nie do końca ufała słowom chłopaka, toteż łypała na niego podejrzliwie.
                    - Jego bratem. Albo możemy poczekać na jego przybycie, albo przeczesać najbliższe okolice, by go odnaleźć.
                    Złotooka prychnęła cicho, po czym wróciła z powrotem na swoje miejsce, robiąc niezadowoloną minę. Nie chciała dłużej czekać… Pragnęła dorwać Karlheinz’a i własnoręcznie dokonać na nim ostatecznego wyroku za doprowadzenie jej rodu oraz rasy do śmierci i wrzucenie Przodków w niezapomnienie poprzez wymazanie ich z historii świata demonów. Upokorzona Cordelia opuściła pomieszczenie, mając coraz większą chęć na pozbycie się swej matki. Nie tak wyobrażała sobie to wszystko, a jeśli ta kobieta miała zniszczyć jej wszystkie zamierzenia odnośnie Sakamakich… Wtedy musiała zrobić wszystko, by wypędzić Menae stąd i w końcu zrealizować swoje pierwotne założenia, dzięki którym mogłaby w końcu zwrócić na siebie uwagę ukochanego.


                    - Shin chyba jest już zmęczony… I zirytowany tym szukaniem.
                    Flegmatyczne zachowanie młodszego było od razu dostrzegalne; z narwańca zmienił się we flegmatyka, który miotał wszystko znudzonym wzrokiem, jak gdyby wyssano z niego radość z życia. Poniekąd się mu nie dziwiłam; non stop ryliśmy w książkach, zapominając o relaksie i chwili odprężenia. Rudowłosy sadysta zapewne zyskałby więcej energii po wypiciu dobrej krwi, bądź bawiąc się w te swoje sadystyczne gry.
                    - To nie tylko to – mruknął Carla cicho. – Ostatnio ma za zadanie dopilnowanie, by aktualny król Węży nie dowiedział się o przebudzeniu Menae. Nie wiem, co by się stało, gdyby dotarła do niego wieść, że kochanka poprzedniego władcy odżyła i prawdopodobnie zamierza narobić bałaganu w akcie zemsty na Karlheinz’u. Nie jest to zbyt typowa sytuacja i lepiej będzie trzymać innych w nieświadomości.
                    - Nie rozumiem… Ale przecież chcesz odbudować swój ród. Musisz w jakiś sposób działać, by dowiedzieli się wszyscy o Przodkach i o ich historii. I oczywiście o tym, że zamierzają odzyskać swoje prawo do władzy nad krainą demonów.
                    - Moim nadrzędnym celem jest zemsta na Karlheinz’ie – odparł poważnie. – Ale też myślałem o tym, w jaki sposób uświadomić innych, że Przodkowie wciąż istnieją. I że na nowo pojawią się wśród nich.
                    Westchnęłam cicho. Carla był uparty; nie dziwiło mnie to, w końcu ja sama byłabym bardziej, niż wściekła, gdyby moja rodzina i najbliżsi zostali wybici przez wirus, a ten, który udawał pomoc, ostatecznie tylko oczekiwał ich agonii.
                    - Carla… - mruknęłam po chwili ciszy. – Nigdy nie powiedziałeś mi… Jaka jest moja krew. Czy faktycznie ci w ogóle pomagała, czy po prostu miała lepszy walor smakowy. Jak to z nią jest?
                    Podniosłam na niego wyczekujący wzrok, chcąc poznać odpowiedź na moje pytania. U wampira przybłąkał się nieznaczny uśmiech.
                    - Pytasz… Mogę ci jedynie powiedzieć, że pomagała na pewno. Na pewno była czysta w smaku, niczym nie zmącona, wyrazista. Od ostatniego jej łyku do tej pory nie miałem napadu kaszlu. Wydaje mi się, że naprawdę mnie leczyła.
                    Miałam głupie wrażenie… Że Karlheinz stworzył we mnie krew Beta. Jakby ostateczną wersję lekarstwa, gdyż tą początkową wersją leku była krew Yui… A raczej krew Cordelii, można rzec, że krew Alfa. Jeśli faktycznie w ogóle krew Yui leczyła. W końcu białowłosy nie miał okazji się o tym przekonać.
                    A to, że dawała sporo sił to mogli się o tym przekonać zarówno Sakamaki, jak i Mukami. Czyli jednak miała w sobie pewne, ważne walory, więc można było przypuszczać, że była nawet antidotum na Endzeit.
                    - Skądkolwiek Karlheinz miał krew Menae… Musiała zostać przefiltrowana z wirusa, a potem podana w tobie w postaci opętania przez demona, który to ją w sobie miał. Zapewne wtedy doszło do fuzji, w której owa krew została wzmocniona i stała się dominująca w twoim ciele.
                    - Skoro demon miał już ją w sobie to na cholerę jeszcze mnie opętywał? Brzmi to wszystko kompletnie bez sensu.
                    To było takie frustrujące… Czemu zostałam w to wszystko wmieszana? Można było zaprzestać na demonie, Menae by go opętała i mogłaby sobie snuć swoje plany względem króla wampirów i demonicznego świata.
                    - Demona łatwiej kontrolować w ludzkim ciele. Kiedy on był zajęty fuzją z twoim ciałem, krew Menae też poczyniła swoje, buszując w twoim krwioobiegu. W efekcie ona otrzymała wzmocnione ciało, a ciebie mogła w końcu z niego wypędzić, zamiast uśpić w czeluściach umysłu.
                    Nadąsałam się. Niekoniecznie chciałam usłyszeć takową teorię, ale brzmiała ona dość wiarygodnie i niestety prawdziwie. Stało się to, co przypuszczał teraz Carla; a najgorsze było to, że wciąż nie było rozwiązania odnośnie odzyskania swego ciała.
                    - Niebawem odzyskasz je… Więcej wiary.
                    Odparł dość pocieszająco wampir i pogłaskał mnie po głowie. Tylko… Jak miałam mieć nadzieję, skoro więcej niewiadomych wychodziło, niż rozwiązań? W dodatku to zastępcze ciało… Frustrowało mnie to, że nie mogłam być bardziej użyteczna.

4 komentarze:

  1. Odkąd ona jest porcelanową laleczka Carla zrobił się ja opiekuńczy i o wiele bardziej milszy niż było to wcześniej. Rozdział jak zwykle świetny i czekam niecierpliwie jak zawsze na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam i czekam Eru-chan , pomysł z laleczka jest ciekawy już miałam okazję poczuć na własnej skórze ^-^ kiedy kolejny rodział ?._.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja:Miesiąc spóźnienia... Fajnie....
    A:Oj, Arisa nie martw się!!!
    J:Akame ma rację... A właśnie!!! Cześć Creepy-chan!!!!!!
    Ja:Cześć!!!
    A:Siema!!!!
    J:Kurdę!!! Czemu Menae się odrodziła!!! Pytam się!!!(ma zielone oczy)
    Ja:Jason,kochanie nie denerwuj się...
    A:Mamy nadzieję,że nauczyłeś Ayato...?
    J:Tak nauczyłem...
    Ja:Yhm... Creepy-chan jeszcze raz przepraszamy, że nas nie było przez miesiąc!!!(klękają na kolanach)Błagamy!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    A:Czekamy na...
    J:...Kolejne rozdziały!!!
    Ja:Pisali- Arisa Akuma
    A:Akame Akuma
    J:I Jason The Toy Maker!!!
    Ja, A i J:Do zobaczenia Creepy-chan!!!(machają w stronę Creepy Shadow)I nie zapominaj o komentowaniu!!!!!

    OdpowiedzUsuń