Uwaga! Blog zawiera treści kierowane do osób powyżej 16 roku życia! Czytasz na własną odpowiedzialność!

4 cze 2016

Chapter 22: Na ratunek ciału cz. 2

                    - Nie mamy wyboru. Musimy improwizować.
                    Nawet Carla stracił cierpliwość do szukania rozwiązania i postanowił jednak pójść na żywioł. Jego decyzja najbardziej ożywiła rudzielca, który był złakniony rozrywki i ostrej akcji; zapewne liczył na to, że przy konfrontacji z Menae odbędzie się zaciekła walka, w której on także weźmie udział.
                    Nie rozumiałam jego zachowania; w końcu to będzie raczej moja walka. Pierwszy raz będę miała okazję się wykazać i zacząć walczyć o siebie. Ot dla siebie samej. Nie dla Tsukinami’ch, nie dla Sakamaki’ch czy Yui. Musiałam też pomyśleć o sobie, choć raz stać się egoistką, by odzyskać to, co było mi należne.
                    Niemalże pędziliśmy przez lasy i pola, będąc coraz bliżej rezydencji Sakamaki’ch. Im bardziej dystans się zmniejszał, tym większe wątpliwości mnie ogarniały. Czy dam radę? A może się ośmieszę, zostając lalką do końca życia? Czy w ogóle miałam wystarczająco sporo sił, żeby stanąć do walki z Przodkinią? Im więcej pytań przechodziło przez moją głowę, tym bardziej wydawało mi się, że ta walka będzie jednym wielkim fiaskiem. Gdyby nie fakt, że Carla mi towarzyszył, już wcześniej zwątpiłabym w siebie. W dobie kryzysu tylko on wyciągnął z Shin’em do mnie pomocną dłoń. I choć wcześniejsze wydarzenia z ich udziałem wcale nie należały do najprzyjemniejszych to jednak ostatecznie moja krytyczna sytuacja zweryfikowała wszystko. Gdy tylko batalia o ciało się zakończy, wtedy będę musiała oczyścić się ze wszelakich emocji i zacząć myśleć racjonalnie, przy kim pozostanie mi zostać i kontynuować swój nietypowy żywot.
                    Shin ochoczo się zgodził, by rozprawić się z watahą wilków, pilnujących terenu rezydencji. Starszy nie widział w tym problemu; wiedział bowiem, że dla brata będzie to rozbudzająca rozrywka, która wyrwie go z dotychczas flegmatycznego stanu. Ufał też, że rudzielec bez problemu się z nimi rozprawi, toteż nie dało się zauważyć ani cienia zmartwienia na jego twarzy.
                    - Pamiętaj, że jak będziesz blisko swego ciała, musisz zrobić wszystko, by tam się dostać… Potem będziesz już całkiem zdana na siebie – pouczył mnie wampir. – Każde twoje zawahanie będzie dla Menae przewagą.
                    - Zrozumiałam.
                    Białowłosy miał absolutną rację; dlatego też nie mogłam już dłużej wątpić w siebie i wziąć sprawy w swoje ręce. Dotychczas tylko użalałam się nad sobą, ale w końcu musiałam zakończyć epokę żalu, by stać się silną i niezależną kobietą.
                    Droga do celu została dość szybko wyczyszczona, toteż Tsukinami mógł spokojnym krokiem wkroczyć do wnętrza rezydencji; nim się obejrzałam, stanęłam oko w oko z Menae. Kobieta podniosła wzrok na Carlę, a wilki odsunęły się na boki, ukazując przy tym pogryzione ciało Ayato. Wyglądało na to, że za swoją niesubordynację został ukarany dotkliwym kąsaniem przez chowańców kobiety. Szybko zeskoczyłam z ramienia wampira i podbiegłam do najmłodszego z trojaczków, kładąc swą kruchą dłoń na jego policzku.
                    - Boże, Ayato… Jak mogłeś sobie na to pozwolić? Wyglądasz tragicznie…!
                    W tym momencie byłam bardziej zaabsorbowana stanem zdrowia Sakamaki’ego, aniżeli tym, co uczynił mi wcześniej. Zielonooki uśmiechnął się lekko.
                    - Głupia… To tylko drobne skaleczenia… Już tak się nie rozczulaj nade mną.
                    Próbował zgrywać twardziela przede mną. Jak zwykle z resztą… Ale nie czułam się przekonana. W jego spojrzeniu widziałam, że mocno cierpiał z powodu głębokich ugryzień. Tsukinami stanął przy mnie, nie spuszczając wzroku ze swojej krewnej.
                    - Carla… Niesamowite, ty też żyjesz. Shin tak samo przeżył? Czuję jego obecność w pobliżu – odparła niemalże uradowana Menae. – Możemy we trójkę pozbyć się Karlheinz’a, musimy to zrobić! A wtedy….
                    - Bardzo mi przykro Menae… Ale to nie będzie możliwe – odparł poważnie Carla. – Ty już umarłaś tysiące lat temu, a to ciało nie należy do ciebie. Przyszedłem tylko po to, żeby pomóc tej kobiecie odzyskać to, co jest jej należne.
                    Białowłosy wskazał na moją osobę. Odsunęłam się od Ayato, po czym podeszłam bliżej kobiety z gniewną miną. Zacisnęłam swe kruche dłonie w piąstki.
                    - Zdążyłaś się już nabawić moim ciałem? – warknęłam głośno. – No to czas najwyższy, żebyś mi je oddała. Mam już po dziurki w nosie tej całej szopki i chcę odzyskać to, co moje!
                    Kobieta schyliła się, by jednym ruchem złapać mnie w pasie i spojrzała z jawną pogardą. Najwidoczniej nie brała mnie na poważnie i zamierzała mi udowodnić, że byłam wobec niej nikim.
                    - Kpisz sobie ze mnie? Ty jesteś już skończona! – uśmiechnęła się krzywo. – Pozbędę się ciebie raz na zawsze, a potem pozbędę się też zdrajcy mojej rasy, jak tylko go dopadnę.
                    Ścisnęła na tyle mocno dłoń, że nim się zorientowałam, tymczasowe ciało rozpadło się na kawałki, porcelana posypała się na dywan. W ostatniej chwili przyłożyłam dłonie do jej skóry i skupiłam się mocno na tym, by dostać się do swojego ciała; wtedy nastąpił blask, a po tym dźwięk upadającego ciała.
                    Uchyliłam niepewnie powieki i rozejrzałam się wokoło. Znowu ta otchłań. Pustka, w której pierwszy raz poczułam obecność Menae w sobie. Mogłam w sumie uznać powrót do ciała za połowiczny sukces, ale co z tego, jak jeszcze trzeba było przepędzić intruza z niego?
                    Nim się zorientowałam, Przodkini złapała mnie za gardło i zacisnęła boleśnie palce na nim. Charknęłam głośno i zamachnęłam się nogą, by zaraz odkopać ją z dala od siebie. Nie mogłam pozwolić sobie na żadne zawahanie. Musiałam trzymać pewność siebie i upartość przy sobie do samego końca, bo teraz byłam zdana wyłącznie na siebie. Przesunęłam się płynnie i szybko ku kobiecie, łapiąc ją mocno za ramiona. Spojrzałam na nią z jawną wściekłością, z istnym mordem w oczach.
                    - Słuchaj no, suko… Może nie umiem zabijać, ale ciebie z chęcią chociażby spróbuję zajebać – warknęłam groźnie. – To ciało jest wyłącznie moje i tylko moje! A ty możesz się co najwyżej wypchać!
                    Po chwili zaczęła się szarpanina i pomimo znaczącej różnicy sił, wciąż zawzięcie – niczym lwica – walczyłam, choć kolejne ciosy wydawały się być bardziej bolesne, niż poprzednie.
                    - Co ty myślisz, smarkulo, że masz jakiekolwiek szanse wobec mnie? – odparła pewnym siebie tonem Menae. – To dla ciebie wysokie progi, poddaj się od razu!
                    - Walę twoje śmieszne progi, stara czarownico!
                    Teraz to mnie rozjuszyła po całości… Wiedźma będzie mi się tutaj puszyła? Jej niedoczekanie! Na tyle mocno się zawzięłam, że różnica w sile między nami zaczęła się zacierać i stawać się niemalże niewidoczna. Kierowana gniewem odwracałam stopniowo role, aż w końcu zyskałam taką przewagę, która sprawiła, że w końcu udało mi się ją pokonać. Jednym ruchem wepchnęłam ją w czarne macki czeluści mego umysłu, a te pochłonęły jej osobę. Westchnęłam ciężko, odczuwając niesamowitą ulgę.
                    I przede wszystkim spore zmęczenie.
                    Potrząsanie moim ramieniem sprawiało, że powoli wracałam na jawę. Uchyliłam zmęczone powieki i spojrzałam na zatroskaną Yui, która próbowała mnie dobudzić. Miała niemalże łzy w oczach, jak gdyby się martwiła tym, że mogłam umrzeć. Ogromnie się ucieszyła, kiedy ujrzała jakąkolwiek aktywność życiową z mojej strony.
                    - Boże, Ethel tak bardzo się martwiłam o ciebie! – załkała dziewczyna i złapała moją dłoń w swoje. – Już myślałam, myślałam…
                    - S… Spokojnie… Nie zamierzałam umrzeć, panikaro – wychrypiałam. – Jestem wykończona…
                    Gdy moje zmysły zaczęły powoli nabierać obrotów, zdałam sobie sprawę, że oprócz Yui, w pomieszczeniu znajdowała się cała szóstka Sakamaki’ch oraz duet Tsukinami’ch. Ayato niepewnie przyklęknął przy mnie i odgarnął nieco niezdarnie kosmyki z twarzy. Niepewnie podniosłam na niego wzrok, nie wiedząc, jak się zachować w tej chwili.
                    - Odsuń się od niej – odparł chłodno Carla, a Czerwonowłosy zmarszczył lekko brwi i niechętnie powstał z miejsca. – Właściwym postępowaniem byłoby, gdybyś nie próbował się do niej zbliżać. Wiem już, w jaki sposób doszło do tego, że Menae przejęła kontrolę nad ciałem Ethel, dlatego radzę ci jeszcze po dobroci, byś nie próbował czegokolwiek robić wobec niej.
                    Przodek kucnął i wziął na ręce moje ociężałe ciało. Nie sądziłam, że wyczerpanie duchowe może rzutować się także na ciało. W tym momencie byłam zdana na Carlę i jego opiekę, bo wyglądało na to, że to on uzurpował sobie to prawo.
                    - Skąd niby możesz to wiedzieć, co? – prychnął napuszony ze złości wampir. – Nie masz do niej prawa.
                    Tsukinami rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym omiótł pogardliwym wzrokiem resztę braci i postanowił wycofać się wraz z bratem z rezydencji. Yui spojrzała zatroskana za mną, jednakże nie miała odwagi ruszyć za mną. Może w sumie i dobrze… Potrzebowałam się pozbierać w spokoju po tych wydarzeniach, które znacząco odbiły się na mojej psychice.
                    Dlatego też nie protestowałam, kiedy mężczyzna zabrał mnie do siebie.



                    Potrzebowałam z dobrych paru dni samotności, żeby pozbierać swoje myśli i dojść do siebie. Najgorsze to były pierwsze dwa dni osamotnienia, kiedy zdałam sobie sprawę, co ze mną się działo; doznałam ogromnego szoku, który omal nie sparaliżował mnie po całości. Na dokładkę doszły senne koszmary, szatkujące swobodnie moją kruchą psychikę. Następne dni upłynęły na zbieraniu się do kupy, toteż gdy miałam pewność, że ta moja psychika nie sypała się jak ziemia z rozbitej donicy, dopiero wtedy opuściłam pokój.
                    Obu braci znalazłam w salonie, gdzie wspólnie spędzali czas. Stanęłam niepewnie w progu, czując póki co niepewność. Zabrali mnie przecież do siebie… Ale jak będą mnie teraz traktować po tym wszystkim?
                    Białowłosy ni stąd ni zowąd pojawił się przede mną, wprawiając mnie w zaskoczenie. Ująwszy moją dłoń, musnął jej wierzch ustami i uśmiechnął się lekko.
                    - W końcu wyszłaś z pokoju… Cieszy mnie to – spojrzał mi w oczy. – Zacząłem się już martwić.
                    Martwił się? To była nowość z jego strony. Jednak pomimo tego wolałam zachować pewien dystans i nie próbować zanadto się otwierać. Za bardzo pozwoliłam sobie wtedy przed Ayato i gorzko tego pożałowałam, bo okazało się, że w ogóle się nie zrozumieliśmy. Albo Sakamaki doskonale wszystko widział i wykorzystał mnie po prostu.
                    Tak czy siak… Wolałam wpierw ogarnąć swoje życie, a potem ruszać dalej, naprzód.
                    - Niepotrzebnie… Potrzebowałam tylko porządnego restartu we własnym zaciszu.
                    Wymusiłam uśmiech, próbując maskować swój paskudny jeszcze nastrój. Pomimo stabilności psychicznej, wciąż czułam się nieco wypruta, jakbym dopiero wstała po długiej i ciężkiej chorobie. Uczucie to roznosiło się po całym ciele, jak jakaś paskudna zaraza.
                    Zasiedliśmy na jednej kanapie, a ciepło z kominka wnet we mnie uderzyło, nieznacznie kojąc moje ciało. Jednak wciąż czułam się spięta, niepewna. Nie wiedziała, jak teraz się zachowywać, jak traktować Tsukinami’ch. Byłam niczym dziecko we mgle… To było coś okropnego.
                    Tak mnie zirytował mój własny stan, że aż zerwałam się z miejsca i stanąwszy przed Carlą, szarpnęłam bluzką, by odsłonić dobrze szyję i ramię. Wsparłam ręce na jego ramionach, a kolano wryłam między jego uda.
                    - Ugryź mnie.
                    Rzuciłam niemalże rozkazującym tonem, patrząc na wampira poważnie. Nie to nie był żaden żart. Naprawdę chciałam, by mnie ugryzł, narodziła się we mnie taka irracjonalna potrzeba. Białowłosemu nie trzeba było dwa razy powtarzać; złapał mnie w pasie, pociągając mocno do siebie i zatopił kły w ramieniu, nie bawiąc się w żadne zmiękczanie miejsca językiem. Stęknęłam głośno i zacisnęłam powieki, czując początkowo ból.
                    Z każdym kolejnym łykiem krwi ból ten zamieniał się w niemalże absurdalną ulgę. Jakby wszystkie negatywne emocje ze mnie spłynęły…
                    Czyżbym nieuchronnie zaczęła wpadać w masochizm?

3 komentarze:

  1. super rozdział nie mogłam się go doczekać

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekalam i czekalam aż się doczkalam Eru chan ,rozdział zaskoczył mnie szybko i na lajcie się go czytali wcale taki zły nie był xdd

    OdpowiedzUsuń
  3. za ile będzie następny?

    OdpowiedzUsuń