- Nie mamy wyboru. Musimy improwizować.
Nawet Carla stracił
cierpliwość do szukania rozwiązania i postanowił jednak pójść na żywioł. Jego
decyzja najbardziej ożywiła rudzielca, który był złakniony rozrywki i ostrej
akcji; zapewne liczył na to, że przy konfrontacji z Menae odbędzie się zaciekła
walka, w której on także weźmie udział.
Nie rozumiałam jego
zachowania; w końcu to będzie raczej moja walka. Pierwszy raz będę miała okazję
się wykazać i zacząć walczyć o siebie. Ot dla siebie samej. Nie dla
Tsukinami’ch, nie dla Sakamaki’ch czy Yui. Musiałam też pomyśleć o sobie, choć
raz stać się egoistką, by odzyskać to, co było mi należne.
Niemalże pędziliśmy
przez lasy i pola, będąc coraz bliżej rezydencji Sakamaki’ch. Im bardziej
dystans się zmniejszał, tym większe wątpliwości mnie ogarniały. Czy dam radę? A
może się ośmieszę, zostając lalką do końca życia? Czy w ogóle miałam wystarczająco
sporo sił, żeby stanąć do walki z Przodkinią? Im więcej pytań przechodziło
przez moją głowę, tym bardziej wydawało mi się, że ta walka będzie jednym
wielkim fiaskiem. Gdyby nie fakt, że Carla mi towarzyszył, już wcześniej
zwątpiłabym w siebie. W dobie kryzysu tylko on wyciągnął z Shin’em do mnie
pomocną dłoń. I choć wcześniejsze wydarzenia z ich udziałem wcale nie należały
do najprzyjemniejszych to jednak ostatecznie moja krytyczna sytuacja
zweryfikowała wszystko. Gdy tylko batalia o ciało się zakończy, wtedy będę
musiała oczyścić się ze wszelakich emocji i zacząć myśleć racjonalnie, przy kim
pozostanie mi zostać i kontynuować swój nietypowy żywot.
Shin ochoczo się
zgodził, by rozprawić się z watahą wilków, pilnujących terenu rezydencji.
Starszy nie widział w tym problemu; wiedział bowiem, że dla brata będzie to
rozbudzająca rozrywka, która wyrwie go z dotychczas flegmatycznego stanu. Ufał
też, że rudzielec bez problemu się z nimi rozprawi, toteż nie dało się zauważyć
ani cienia zmartwienia na jego twarzy.
- Pamiętaj, że jak
będziesz blisko swego ciała, musisz zrobić wszystko, by tam się dostać… Potem
będziesz już całkiem zdana na siebie – pouczył mnie wampir. – Każde twoje
zawahanie będzie dla Menae przewagą.
- Zrozumiałam.
Białowłosy miał
absolutną rację; dlatego też nie mogłam już dłużej wątpić w siebie i wziąć
sprawy w swoje ręce. Dotychczas tylko użalałam się nad sobą, ale w końcu
musiałam zakończyć epokę żalu, by stać się silną i niezależną kobietą.
Droga do celu została
dość szybko wyczyszczona, toteż Tsukinami mógł spokojnym krokiem wkroczyć do
wnętrza rezydencji; nim się obejrzałam, stanęłam oko w oko z Menae. Kobieta
podniosła wzrok na Carlę, a wilki odsunęły się na boki, ukazując przy tym
pogryzione ciało Ayato. Wyglądało na to, że za swoją niesubordynację został
ukarany dotkliwym kąsaniem przez chowańców kobiety. Szybko zeskoczyłam z
ramienia wampira i podbiegłam do najmłodszego z trojaczków, kładąc swą kruchą
dłoń na jego policzku.
- Boże, Ayato… Jak
mogłeś sobie na to pozwolić? Wyglądasz tragicznie…!
W tym momencie byłam
bardziej zaabsorbowana stanem zdrowia Sakamaki’ego, aniżeli tym, co uczynił mi
wcześniej. Zielonooki uśmiechnął się lekko.
- Głupia… To tylko
drobne skaleczenia… Już tak się nie rozczulaj nade mną.
Próbował zgrywać twardziela
przede mną. Jak zwykle z resztą… Ale nie czułam się przekonana. W jego
spojrzeniu widziałam, że mocno cierpiał z powodu głębokich ugryzień. Tsukinami
stanął przy mnie, nie spuszczając wzroku ze swojej krewnej.
- Carla… Niesamowite,
ty też żyjesz. Shin tak samo przeżył? Czuję jego obecność w pobliżu – odparła
niemalże uradowana Menae. – Możemy we trójkę pozbyć się Karlheinz’a, musimy to
zrobić! A wtedy….
- Bardzo mi przykro
Menae… Ale to nie będzie możliwe – odparł poważnie Carla. – Ty już umarłaś tysiące
lat temu, a to ciało nie należy do ciebie. Przyszedłem tylko po to, żeby pomóc
tej kobiecie odzyskać to, co jest jej należne.
Białowłosy wskazał na
moją osobę. Odsunęłam się od Ayato, po czym podeszłam bliżej kobiety z gniewną
miną. Zacisnęłam swe kruche dłonie w piąstki.
- Zdążyłaś się już
nabawić moim ciałem? – warknęłam głośno. – No to czas najwyższy, żebyś mi je
oddała. Mam już po dziurki w nosie tej całej szopki i chcę odzyskać to, co
moje!
Kobieta schyliła się,
by jednym ruchem złapać mnie w pasie i spojrzała z jawną pogardą. Najwidoczniej
nie brała mnie na poważnie i zamierzała mi udowodnić, że byłam wobec niej
nikim.
- Kpisz sobie ze mnie?
Ty jesteś już skończona! – uśmiechnęła się krzywo. – Pozbędę się ciebie raz na
zawsze, a potem pozbędę się też zdrajcy mojej rasy, jak tylko go dopadnę.
Ścisnęła na tyle mocno
dłoń, że nim się zorientowałam, tymczasowe ciało rozpadło się na kawałki,
porcelana posypała się na dywan. W ostatniej chwili przyłożyłam dłonie do jej
skóry i skupiłam się mocno na tym, by dostać się do swojego ciała; wtedy
nastąpił blask, a po tym dźwięk upadającego ciała.
Uchyliłam niepewnie
powieki i rozejrzałam się wokoło. Znowu ta otchłań. Pustka, w której pierwszy
raz poczułam obecność Menae w sobie. Mogłam w sumie uznać powrót do ciała za
połowiczny sukces, ale co z tego, jak jeszcze trzeba było przepędzić intruza z
niego?
Nim się zorientowałam,
Przodkini złapała mnie za gardło i zacisnęła boleśnie palce na nim. Charknęłam
głośno i zamachnęłam się nogą, by zaraz odkopać ją z dala od siebie. Nie mogłam
pozwolić sobie na żadne zawahanie. Musiałam trzymać pewność siebie i upartość
przy sobie do samego końca, bo teraz byłam zdana wyłącznie na siebie.
Przesunęłam się płynnie i szybko ku kobiecie, łapiąc ją mocno za ramiona. Spojrzałam
na nią z jawną wściekłością, z istnym mordem w oczach.
- Słuchaj no, suko…
Może nie umiem zabijać, ale ciebie z chęcią chociażby spróbuję zajebać –
warknęłam groźnie. – To ciało jest wyłącznie moje i tylko moje! A ty możesz się
co najwyżej wypchać!
Po chwili zaczęła się
szarpanina i pomimo znaczącej różnicy sił, wciąż zawzięcie – niczym lwica –
walczyłam, choć kolejne ciosy wydawały się być bardziej bolesne, niż
poprzednie.
- Co ty myślisz,
smarkulo, że masz jakiekolwiek szanse wobec mnie? – odparła pewnym siebie tonem
Menae. – To dla ciebie wysokie progi, poddaj się od razu!
- Walę twoje śmieszne
progi, stara czarownico!
Teraz to mnie
rozjuszyła po całości… Wiedźma będzie mi się tutaj puszyła? Jej niedoczekanie!
Na tyle mocno się zawzięłam, że różnica w sile między nami zaczęła się zacierać
i stawać się niemalże niewidoczna. Kierowana gniewem odwracałam stopniowo role,
aż w końcu zyskałam taką przewagę, która sprawiła, że w końcu udało mi się ją
pokonać. Jednym ruchem wepchnęłam ją w czarne macki czeluści mego umysłu, a te
pochłonęły jej osobę. Westchnęłam ciężko, odczuwając niesamowitą ulgę.
I przede wszystkim
spore zmęczenie.
Potrząsanie moim
ramieniem sprawiało, że powoli wracałam na jawę. Uchyliłam zmęczone powieki i
spojrzałam na zatroskaną Yui, która próbowała mnie dobudzić. Miała niemalże łzy
w oczach, jak gdyby się martwiła tym, że mogłam umrzeć. Ogromnie się ucieszyła,
kiedy ujrzała jakąkolwiek aktywność życiową z mojej strony.
- Boże, Ethel tak
bardzo się martwiłam o ciebie! – załkała dziewczyna i złapała moją dłoń w
swoje. – Już myślałam, myślałam…
- S… Spokojnie… Nie
zamierzałam umrzeć, panikaro – wychrypiałam. – Jestem wykończona…
Gdy moje zmysły
zaczęły powoli nabierać obrotów, zdałam sobie sprawę, że oprócz Yui, w
pomieszczeniu znajdowała się cała szóstka Sakamaki’ch oraz duet Tsukinami’ch.
Ayato niepewnie przyklęknął przy mnie i odgarnął nieco niezdarnie kosmyki z
twarzy. Niepewnie podniosłam na niego wzrok, nie wiedząc, jak się zachować w
tej chwili.
- Odsuń się od niej –
odparł chłodno Carla, a Czerwonowłosy zmarszczył lekko brwi i niechętnie
powstał z miejsca. – Właściwym postępowaniem byłoby, gdybyś nie próbował się do
niej zbliżać. Wiem już, w jaki sposób doszło do tego, że Menae przejęła
kontrolę nad ciałem Ethel, dlatego radzę ci jeszcze po dobroci, byś nie
próbował czegokolwiek robić wobec niej.
Przodek kucnął i wziął
na ręce moje ociężałe ciało. Nie sądziłam, że wyczerpanie duchowe może rzutować
się także na ciało. W tym momencie byłam zdana na Carlę i jego opiekę, bo
wyglądało na to, że to on uzurpował sobie to prawo.
- Skąd niby możesz to
wiedzieć, co? – prychnął napuszony ze złości wampir. – Nie masz do niej prawa.
Tsukinami rzucił mu
ostrzegawcze spojrzenie, po czym omiótł pogardliwym wzrokiem resztę braci i postanowił
wycofać się wraz z bratem z rezydencji. Yui spojrzała zatroskana za mną,
jednakże nie miała odwagi ruszyć za mną. Może w sumie i dobrze… Potrzebowałam
się pozbierać w spokoju po tych wydarzeniach, które znacząco odbiły się na
mojej psychice.
Dlatego też nie
protestowałam, kiedy mężczyzna zabrał mnie do siebie.
Potrzebowałam z
dobrych paru dni samotności, żeby pozbierać swoje myśli i dojść do siebie.
Najgorsze to były pierwsze dwa dni osamotnienia, kiedy zdałam sobie sprawę, co
ze mną się działo; doznałam ogromnego szoku, który omal nie sparaliżował mnie
po całości. Na dokładkę doszły senne koszmary, szatkujące swobodnie moją kruchą
psychikę. Następne dni upłynęły na zbieraniu się do kupy, toteż gdy miałam
pewność, że ta moja psychika nie sypała się jak ziemia z rozbitej donicy,
dopiero wtedy opuściłam pokój.
Obu braci znalazłam w
salonie, gdzie wspólnie spędzali czas. Stanęłam niepewnie w progu, czując póki
co niepewność. Zabrali mnie przecież do siebie… Ale jak będą mnie teraz
traktować po tym wszystkim?
Białowłosy ni stąd ni
zowąd pojawił się przede mną, wprawiając mnie w zaskoczenie. Ująwszy moją dłoń,
musnął jej wierzch ustami i uśmiechnął się lekko.
- W końcu wyszłaś z
pokoju… Cieszy mnie to – spojrzał mi w oczy. – Zacząłem się już martwić.
Martwił się? To była
nowość z jego strony. Jednak pomimo tego wolałam zachować pewien dystans i nie
próbować zanadto się otwierać. Za bardzo pozwoliłam sobie wtedy przed Ayato i
gorzko tego pożałowałam, bo okazało się, że w ogóle się nie zrozumieliśmy. Albo
Sakamaki doskonale wszystko widział i wykorzystał mnie po prostu.
Tak czy siak… Wolałam
wpierw ogarnąć swoje życie, a potem ruszać dalej, naprzód.
- Niepotrzebnie…
Potrzebowałam tylko porządnego restartu we własnym zaciszu.
Wymusiłam uśmiech,
próbując maskować swój paskudny jeszcze nastrój. Pomimo stabilności
psychicznej, wciąż czułam się nieco wypruta, jakbym dopiero wstała po długiej i
ciężkiej chorobie. Uczucie to roznosiło się po całym ciele, jak jakaś paskudna
zaraza.
Zasiedliśmy na jednej
kanapie, a ciepło z kominka wnet we mnie uderzyło, nieznacznie kojąc moje
ciało. Jednak wciąż czułam się spięta, niepewna. Nie wiedziała, jak teraz się
zachowywać, jak traktować Tsukinami’ch. Byłam niczym dziecko we mgle… To było
coś okropnego.
Tak mnie zirytował mój
własny stan, że aż zerwałam się z miejsca i stanąwszy przed Carlą, szarpnęłam
bluzką, by odsłonić dobrze szyję i ramię. Wsparłam ręce na jego ramionach, a
kolano wryłam między jego uda.
- Ugryź mnie.
Rzuciłam niemalże
rozkazującym tonem, patrząc na wampira poważnie. Nie to nie był żaden żart.
Naprawdę chciałam, by mnie ugryzł, narodziła się we mnie taka irracjonalna
potrzeba. Białowłosemu nie trzeba było dwa razy powtarzać; złapał mnie w pasie,
pociągając mocno do siebie i zatopił kły w ramieniu, nie bawiąc się w żadne
zmiękczanie miejsca językiem. Stęknęłam głośno i zacisnęłam powieki, czując
początkowo ból.
Z każdym kolejnym
łykiem krwi ból ten zamieniał się w niemalże absurdalną ulgę. Jakby wszystkie
negatywne emocje ze mnie spłynęły…
Czyżbym nieuchronnie
zaczęła wpadać w masochizm?
super rozdział nie mogłam się go doczekać
OdpowiedzUsuńCzekalam i czekalam aż się doczkalam Eru chan ,rozdział zaskoczył mnie szybko i na lajcie się go czytali wcale taki zły nie był xdd
OdpowiedzUsuńza ile będzie następny?
OdpowiedzUsuń